- Kategoria: Relacje
Paklenica 2020
Paweł Koczur
No i stało się! Jesienny tygodniowy wyjazd „na ciepło” organizowany przez SWW przeszedł do historii. Celem był znany i lubiany rejon wspinaczkowy Paklenica. Został on wybrany ze względu na duże możliwości w wyborze cyfry dla każdego. I właśnie tak było, chociaż wielu z nas było zaskoczonych hardością wyceny. Krótko mówiąc: Paklenica rozpieściła nas pięknym wspinaniem i doskonałym tarciem. Jakąś „łyżeczką dziegciu” było obicie, które na niektórych drogach bywało lotne, a nie zawsze było można coś dołożyć. Cóż, przecież nic tak nie dopinguje do zrobienia pięknego OS-a niż lotne wpinki na sytym wyciągu.
Przygoda zaczęła się w sobotę 3go października, kiedy to ekipa spragnionych skały łojantów ruszyła w podróż do Starigradu. Po kilkunastu godzinach drogi spotkaliśmy się na zamówionej kwaterze w Starigradzie. Październikowa Chorwacja przywitała nas ciszą i spokojem. Nie było tłumów, plaże były już puste choć morze chłodne, a na ulicach kręcili się raczej lokalasi niż turyści. Tłumów nie było nie znaczy to, że w Paklenicy nie było ruchu wspinaczkowego. Nic podobnego – był! Spotykaliśmy kurs z Kilimandżaro i kilku wspinaczy z Poznania, jakiś zespół… cóż, „nasi górą”!
Jednak to właśnie my byliśmy największą grupą wspinaczy. Generowaliśmy ruch wspinaczkowy w wąwozie oblegając najładniejsze klasyki rejonu. Nasze nastawienie wspinaczkowe było jasne: jeśli pogoda pozwoli to ciśniemy na drogi wielowyciągowe. I pogoda pozwoliła! Chociaż dzień przyjazdu był deszczowy i pozostawił „w prezencie” mokre zacieki, to już w niedzielę „pocisnęliśmy” - może nie te zaplanowane, bo jednak trzeba było poszukać suchych ścian - to jednak: Dominika z Wojtkiem załoili Lidijin na Kukovi ispod Vlake, kombinacja Karabore + Brid za veliki čekić oraz Domżalski zostały pokonane przez trójkowy zespół Radka, Wojtka i Szymka, a zespół Małgorzata i Paweł rozgrzewali się na Centralni Kamin z wariantem końcowym Rebra na Veliki Cuk. Następny dzień, poniedziałek przywitał nas porannym deszczem, na szczęście na tyle krótkim, że jeszcze przed południem wyszło słońce. Skała w Paklenicy prawdzie szybko wysycha, ale mimo to nie chcieliśmy zaraz po deszczu uderzać do wąwozu. Chociaż nie wszyscy - bo trójkowy zespół Radka, Wojtka i Szymka zrobili częściowo na morkro Velebitaski. My jednak postanowiliśmy znaleźć sobie rejony sportowe. I tak, cześć „ekipy” pojechała do Kanionu Cikola, a część wybrała Stogaja na Pagu. Oba wybory były przysłowiowym „strzałem w dziesiątkę” i wszyscy spotkaliśmy się wieczorem w doskonałych humorach na wspólnych „pogaduchach”. Ustalaliśmy plany na wtorek, który obiecywał nam piękną słoneczną pogodę. Wszyscy chcieliśmy go wykorzystać, i jak się okazało plany zostały zrealizowane: Radek, Wojtek i Szymek załoili Velebitaski Anicy, Dominika i Wojtek oraz Janusz i Piotr przeczołgiwali się przez Centralni Kamin, Mikołaj z Małgorzatą rekreacyjne załoili Sjeverno Rebro na Veliki Cuku, a Małgorzata i Paweł zrobili kombinację trzech dróg: kombinacji Lidijin, Joe de Ripper i Nosoroga. Jedynym dniem deszczowo – restowym wyjazdu okazała się środa. Niektórzy wykorzystali go do zwiedzania pobliskiego Zadaru, a inni na lokalne spacery po okolicy. Po środzie pogoda już była z każdym dniem lepsza i ostatnie trzy dni wyjazdu dla wszystkich były najbardziej syte. Super warun chorwackiej jesieni pozwolił nam na fajne przejścia. Padały takie drogi jak Karabore i Brid za mali Cekic na Stupie, Nosorog - który cieszył się chyba największą liczbą przejść, Bracni smjer, Mosoraski na Anicy, połączenie Saleski i Brit za Veliki Cekic rówież na Anicy oraz Tinin smjer na Kuk pod Skradelin, na Veliki Cuku Sjeverno rebro. Każdy znajdywał coś dla siebie. Bywało że w połowie ściany spotykaliśmy się na stanowiskach wymieniając spostrzeżenia i uwagi.
A wieczorami spotykaliśmy się na wspólnej „giełdzie” przejść i przeżyć, lekko imprezowo degustując lokalne wino i piwo. Każdy jednak był zmęczony więc szybko układaliśmy się do spania z mocnym postanowieniem sytych dróg na dzień następny.
Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy i każdy z nas wrócił do Polski nawspinany i przy okazji „zrąbany”, za to masą pięknych wspomnień o powietrznych trawersach i wieczornych poszukiwaniach drogi zejściowej. „Paluchożerne” klamy nie pozostawiły nam linii papilarnych, a tarciowe stopnie ostro nadwyrężyły gumę na butach. Ale przecież właśnie po to tam pojechaliśmy – sponiewierać się za własne pieniądze. Na pewno nikt z nas się nie nudził, a na pewno każdy spełnił swoje łojanckie plany.Wyjazd odbył się w dniach 3-11.10.2020 r.