Michał Wiktor
Co się dzieje gdy na swojej wspinaczkowej drodze spotykają się konieczność i przypadek? Bezdyskusyjnie dla wielu z nas wspinaczka jest koniecznością i nie wyobrażamy sobie życia bez niej, więc naturalnym jest, że konieczność w naszych pionowych metrach współistnieje i współgra z życiem. A skąd przypadek i co może jego zaistnienie powodować; różnorakie sytuacje, od tych najbardziej brutalnych jak pozostanie w górach, po przygody, które dobrze się wspomina przy piwie, ale nie będą opiewać ich pieśni i hymny poetów. Nie jest zasadne roztrząsanie i wskazywanie dróg do hadesu, każdy z nas tam kiedyś trafi, więc opowieść będzie o szczęśliwych nieszczęściach. Róg obfitości wylał i wylewać się będzie na nas różnymi przypadkami, od takich dotykających wszystkich - zima skończona, szpej zimowy można schować do szafy i czekać jego wykorzystania w zimie następnej. Ale były też i specyficzne prysznice, z rogu obfitości Tyche, które zmyły z bohaterów opowiastek chwałę wysiłku.
~ Podejście ~
Warunki początkiem zimy zachęcały, koledzy wrzucali kuszące relacje, zdjęcia i opisy warunków. Nie trzeba więc było długo zachęcać trójki Odysów do wybrania się w drogę. Każdy z nich był gotowy i wiedział mniej więcej, co w trzyosobowym zespole powinno wystarczyć - ale nie wystarczyło. Ruszyli więc, jeszcze sporo przed świtem, ku wrotom żelaznym i dalej ku celowi, drodze i wierzchołkowi. Na Żelazne Wrota zaszli, nie wybrawszy tych najlepszych (wschodnich), ale to ich jeszcze nie przekreśliło, wciąż czasu było sporo i zapas był. Kolejny przypadek lub szturchnięcie Tyche i jeden z kasków śmiało koziołkuje w dół z przełęczy do doliny Złomisk, a zaraz za nim podąża termos. O ile w przypadku termosu można pogodzić się z jego stratą, o ile nie jest jedyny - a nie był, to braku kasku zaakceptować już nie można. Jeden z dzielnej trójki spaceruje ku dolinie po złej stronie grani, a pozostała dwójka może spokojnie skorzystać z dodatkowych 30 minut snu, na wysokości powyżej 2000 m n.p.m w ciemnej choć wietrznej nocy. Po zjednoczeniu ruszają w drogę, wciąż mając zapas, minimalny - ale zawsze, niestety, zwiedzeni śpiewem syren, schodzą nie do tego żlebu co powinni. Miotając się po okolicy - Odyseusze błądząc i szukając drogi do domu, która wiedzie przez wierzchołek. Uradowani odnalezieniem właściwego kursu i szansami, że mimo niedoczasu, zrobią to po co tak dzielnie idą, raz drugi ulegają pokusie żlebu, i raz drugi żleb jest nie ten! Cóż począć mieli, po swoich śladach, wrócili na znany im kurs. Zjedli śniadanie, napili się herbaty, z termosu, doświadczyli wschodu słońca w dolinie Kaczej i przez Zachodnie Żelazne Wrota wrócili do schroniska na piwo a później nie pyszni do domu.
~ Wspinaczka ~
Nie należy wysnuwać wniosku, że przygody czekają tylko w zespołach trójkowych, także zespoły dwójkowe oraz soliści są na nie eksponowani. Soliści poruszają się szybciej niż zespoły wieloosobowe, albo wolniej jeśli razem z nimi na wspinanie wybierze się przypadek. A przypadek był podobny jak w przypadku trójki Odysów, tak i nasz radosny, samotny Hermes, utracił pewien przedmiot ważny we wspinaczce. Zacznijmy jednak po kolei, cel nie wykraczał poza możliwości wspinającego się,gładko więc pokonywał kolejne metry. Nic nie zwiastowało braku opatrzności, mimo że nadszedł kruks, z kilkoma wariantami jeden został odrzucony a priori. Ale reszta nie odstraszała kategorycznie, pierwsza próba idzie dobrze jednak, potrzebny jest wycof i zjazd na linie. Powrót do punktu startowego i została tylko jedna możliwość, nie ma co gdybać, nie ma czasu, trzeba się wspinać. Ruchy idą sprawnie wspinanie rokuje, trudności, i po sprawie. Właściwie to już tylko pozostał spacer do końca drogi, aż tu nagle, nie sklarowana i nie związana dobrze lina wymyka się z tymczasowo-transportowego karabinka zmierzając do początku wyciągu. Historia nie ma dramatycznego końca bo droga nie wymaga już asekuracji a na jej końcu czeka wygodna ścieżka zejściowa. Hermes więc udał się w drogę do domu a niosły go tym razem zimowe, ciężkie buty, miast skrzydlatych sandałów.
~ Zjazd ~
Niczego się więcej nie pragnie po skończonej drodze jak łatwiej linii zjazdów oraz szybko upływającej drogi do schroniska lub domu. Tego też oczekiwali dwaj Gordiasowie, którzy pod swoją pieczą mieli spore grono akolitów. Trema czasami paraliżuje, czasami wzmaga skupienie i poprawia osiągnięcia. Ilość reakcji jest równa ilości stremowanych. Lęk jednak mija, człowiek się do niego przyzwyczaja i oswaja go. Tak i było w tej historii debiutanci oswoili się z odczuciami towarzyszącymi wspinaczce w zimowej szacie. Nastał czas powrotu do schroniska, zjazdy idą sprawnie, wszystko wydaje się być pod kontrolą. Ale do czasu! W chwili rozprężenia, przy zjazdach, ale nie tylko, wydarzyć się może coś niespodziewanego. No i się wydarzyło! Lina leci w ciemną już otchłań Tatry, jednak chwile wcześniej pada pytanie: “Czy węzeł jest rozwiązany?” a do pytania dołącza odpowiedź: “Tak, węzeł jest rozwiązany!”. Do stanu dotarł węzeł, na linie czerwonej, zaś rozwiązany był na niebieskiej, a że był w rozmiarze większym niż prześwit stanowiska zjazdowego to skutecznie się zablokował. Tak więc próba zaoszczędzenia czasu i rozwiązywania tylko jednego węzła, bo de facto drugiego nie trzeba - ale warto, zakończyła się zaporęczowaniem góry! Szczęście owych argonautów polegało na tym, że to nie była ich jedyna lina, więc dotarli do podstawy ściany i niepyszni udali się w drogę powrotną. Lina zaś czeka, wciąż(?), na Aleksandra Macedońskiego, który rozwiąże powstały węzeł gordyjski.
Bajki Ezopa i mitologia grecka tłumaczą świat starożytny jak i nasz obecny, korzystajcie więc z przygód bogów, herosów i królów. Ucząc się ich doświadczeniem zapamiętajcie sobie takie oto morały:
- Znaj topografie.
- W sposób trwały mocuj wszystkie przedmioty.
- Zaniechanie jest zgubne.
- Brak węzłów na linie jest lepszy niż jeden węzeł.
- Wspinaj się mimo przykrych konsekwencji jakie może wywołać.
- Unikajcie Tyche.