- Kategoria: Relacje
České felicita
Do chatki, na krańcu świata, docieramy po 22:00, mimo to miejsc jest jeszcze sporo, więc każdy z nas może swobodnie wybrać gdzie spać mu będzie najwygodniej. Chwile po ogarnięciu miejsca noclegowego na najbliższe 4 dni, Grzesiek organizuje małe zapoznanie co i jak oraz wprowadzenie do wspinania w okolicy, ale przede wszystkim zapewnia rozrywkę na nadchodzące wieczory w postaci blefa i akompaniamentu czeskiego radia. Jeszcze w nocy frekwencja w chatce zwiększa się i już wyraźnie czuć sierpniowy długi weekend. Ranek upływa w powolnym rytmie krzątaniny wszystkich obecnych, jedni parzą kawę inny przygotowują owsiankę, każdy zajęty sobą i skupiony na wspinaniu. Tak i my po porannej kawie ruszamy na pierwsze spotkanie z piaskowcem i jego restrykcyjnymi zasadami saksońskimi.
Pod samą skałą szybki kurs użytkowania i obsługi ufoków, friendów do piaskowca. Czas na pierwsze drogi - każdy z nowicjuszy podchodzi do wspinania z lekko rozmiękczonymi nogami i dużą dozą niepewności - co nas czeka? Okazuje się że tarcie jest wyborne a rysy, przynajmniej te łatwe, nie gryzą. Gdy trudności rosną, rysy już bardziej gryzą, a właściwie uwidaczniają wspinaczkowe braki. Mi wspinało się nad wyraz dobrze rysą oraz zacięciem z miejscem na ręce, ale było to do czasu, gdy droga nie wykroczyła poza zasięg ręki, co skończyło się obciążeniem liny, całe szczęście na drugiego. Następnie Artek mierzy się z tą samą rysą, ale prowadząc ją, też daje mu się we znaki i bierze blok na ufokach - jest moim bohaterem - a jego pielucha zamiast magnezji chłonie wilgoć ze spoconych rąk. Następnie z drogą rozprawia się Ola, która stwierdza, że ta trudniejsza droga jest łatwiejsza od tej łatwej co jest znowu trudna :)
Po takim sądzie nie pozostaje nam nic innego jak odzyskać zapomnianego ufoka z “tej łatwej co jest znowu trudna” rysy i to kolej na moje pierwsze prowadzenie. Wrażenie, że sprzęt złożony z taśm, węzełków na linach i ufoków nic nie waży jest zdecydowanie mylne, ciężko się oderwać od ziemi. Ale mimo wszystko udaje mi się jakoś dotrzeć do stanowiska zjazdowego. Czas poznać nowy sektor i zaznajomić się z drogami obitymi ;) 3 kolucha na 20 metrach. Jednak wbrew pozorom obicie jest komfortowe, a do tego w przeciwieństwie do wspinania tradowego, wspinanie sportowe w piachach jest zupełnie lekkie - bierzesz 3 HMS i jesteś gotowy. Do boju! Dzień pełen wrażeń!
W piątek wszystkie pogody zapowiadają deszcz, w który nie wierzą tylko niepoprawni optymiści na naszej ekipie, celem Adršpach. Niestety deszcz szybko weryfikuje nasze plany i spędzamy miłe kilka godzin w Teplicach nad Metují przy okazji odwiedzając RedPoint, sklep wspinaczkowy, gdzie mamy okazję przymierzyć i nabyć konkurencje dla rękawic do rys od Ocúna.
Sobota - kierunek Szczeliniec Wielki. Na początek Arek i Grzesiek prowadzą Rysy Księży, a my z Olą przyglądamy się obitej drodze przez płytę. Przyglądamy się coraz usilniej, ale dalej nie potrafimy odnaleźć chwytów, wspinamy się obejrzeć płytę z góry,ale dalej nic nie ma. To droga nie dla nas. Jeszcze ;) Kolejne drogi zapisują się kajecie, a ja odkrywam etymologię nazwy Szczeliniec. W momencie, w którym stanąłem na krzaczkach borówek i wylądowałem jedną nogą w niebycie jasne stało się, że do szczeliny, po pas, wpaść można nie tylko na lodowcu :D Kolejne dwie drogi ujawniły hazardowy charakter wspinania w piaskowcu. Wymagały skupienia i determinacji nie tylko od prowadzącego, ale i asekurującego! Pierwsza, super wspinanie po 30 m kancie ubezpieczonym 3 koluchami, Grzesiek gotowy i wyposażony, znowu w 3 HMS, tuż przed startem zwraca się do mnie i mówi: “Jak odpadnę pomiędzy pierwszą a drugą wpinką to wiedz że musisz skoczyć”. Patrzę pod nogi i widzę 5 m niżej ziemię, bo moje stanowisko asekuracyjne jest na okazałym kamieniu, nie pozostaje mi więc nic innego jak trzymać kciuki i linę za Grześka oraz być gotowym na asekurację ekstremalną!
Nie dane mi było jej stosować bo Grzesiek spokojnie wpina się we wszystkie kolucha i w stan - moja kolej. Krok nad przepaścią i jestem na kancie, kolejne ruchy, chwila oddechu, prawa ręka na lub za kantem, lewa na płycie i znów na wierzchowinie :) Zejście wśród tłumów schodzących z najwyższego szczytu Gór Stołowych tworzy wokół oszpejonych wspinaczy, wychodzących z krzaków aurę podziwu XD W nie mniejszy podziw wprawił nas, kolejny już raz, Grzesiek prowadząc rysę z odwiecznym problemem tradowców: mieć chwyt czy mieć asekurację? Rozwiązanie tego dylematu w cruxie pochłonęło trochę czasu, sił i nerwów. Już po rozległ się apel z dołu: wiesz co, może sobie załóż coś jak już jesteś w łatwym. Bo jak się domyślacie ważniejsze były chwyty! Spora dawka emocji została uzupełniona oględzinami majestatycznego i równie fotogenicznego okapu z drogi Epitafium IXb (~VI.3/7b).
Niedziela, najtrudniejszy poranek okraszony porannym chaosem pakowania wszystkiego. Po raz kolejny celem Adršpach. Drobne problemy parkingowe zmuszają nas do małych kombinacji, ale finalnie udaje się ruszyć pod skały, zostawiając topo w samochodzie. Křížový vrch to grupa urokliwie położonych skalnych turni, na których szczytach znajdują się skrzynki z notesem dla zdobywcy. Kolejne turnie zdobyte,kolejne drogi w kajecie, można by pomyśleć, że nuda i proste przyjemne wspinanie. Otóż nic bardziej mylnego, na początek boulderowy start przewieszającą się rysą na palce bez asekuracji a następnie łatwiejszym terenem do góry i po ok 30 m stanowisko, ale na drodze miejsc do założenia jak na lekarstwo, musi wystarczyć jeden przelot. Były emocje a rysa wcale nie poddała się za pierwszym razem, ale udało się! Po zmaganiach psychicznych, chciałoby się odpocząć, a naszą uwagę przykuwa sportowa droga: 35 m solidnego wspinania, 3 kolucha, pierwsza wpinka na 8 m! Przyglądamy się obiciu oraz szczególnemu urzeźbieniu skały, ponieważ do złudzenia przypomina nasze jurajskie dziurki i do tego tarcie. Po głowie chodzi nam żeby spróbować, zagadujemy też o drogę Czechów wspinających się tuż obok. Mówią że trzeba uważać, bo pod drogą jest kamień, ledwo widoczny, i jak się zeskakuje spod pierwszej wpinki, to można sobie coś zrobić. Sprawa wydaje się jasna, choć dla mnie absurdalna, kamień owszem, może być zagrożeniem, ale mam nieodparte wrażenie, że dużo mniejszym niż 8 metrów! No nic, pozostaje chociaż spróbować jurajsko wyglądających dziurek - nie trzymają! Wyraźnie trzeba doładować szpona, technikę i psychę. Tym nieco absurdalnym akcentem żegnamy się ze wspinaniem w piaskowcu i udajemy się przez sielski krajobraz w kierunku samochodu i do domu.
wspinali się: Ola Tyrna, Artur Maślanka, Grzegorz Spyrka, Michał Wiktor
zdjęcia: Ola Tyrna