- Kategoria: Aktualności SWW
Dolina Śnieżna
Autor: Maciek Chmielecki
Wybierając się na zimowe wspinanie w Tatrach zakładamy dobre, górskie obuwie, aby chroniło nasze stopy przed zimnem, wilgocią oraz urazami, o które łatwo w tym nieprzewidywalnym, kamienno-lodowym świecie. Ale dla mnie, zakładanie moich żółto-czerwonych Scarp Cumbre miało zawsze o wiele więcej wymiarów niż tylko ten jeden, praktyczny. Gdy wsuwałem stopy w te twarde i ciężke buty, mój umysł drżał, wypełniony wyobrażeniami zbliżającej się przygody. Niespokojnymi rękami mocno wiązałem sznurowadła; czułem się jak rycerz ubierający zbroję przed ważnym pojedynkiem. Czynności zakładania i zdejmowania butów były nawiasami, w które wpisana była wspinaczkowa przygoda.
Gdy o 4 rano na parkingu w Jaworzynie zakładałem buty z planem przejścia Doliny Śnieżnej, w głowie miałem tylko bluzgi. Znowu te ciężkie, sztywne niczym drewniane chodaki, pieprzone kloce. Podejście Jaworową zmasakruje mi pięty, od wbijania raków w twardy lód potłuczę sobie palce. Na samą myśl o staniu na stanowisku robiło mi się zimno i nieprzyjemnie. Na pewno coś popierdzielimy w zejściu. O ile nie stanie się nam nic podczas wspinania. Lawiny raczej wykluczone, ale spadający lód i kamienie też są niebezpieczne. Po co ja tu w ogóle przyjechałem, zamiast siedzieć w ciepłym domu? Pasja i otwarcie na przygodę młodego wspinacza ustąpiły miejsca realizmowi i sceptycznej postawie taternika, który nieraz dostał już w górach w kość.
Mimo wątpliwości, towarzyszących początkowi każdej przygody, opuszczamy parking i udajemy się w kierunku Doliny Jaworowej. Ze mną dwóch znawców topografii Tatr, doświadczonych taterników, którzy w górach niejedno przeżyli. Tematem przewodnim dnia będzie bezpieczeństwo - moi towarzysze są głowami rodzin i ojcami. Najmłodsza córka Piotrka, Ania, urodziła się dwa tygodnie przed opisanymi tu wydarzeniami.
Wyruszamy z parkingu ponad 3 godziny przed wschodem słońca i już o 7:30 zjawiamy się pod pierwszym spiętrzeniem Doliny Śnieżnej. Decydujemy się na linię najmniejszego oporu i obchodzimy pierwszy lodospad Kozią Drabiną, pozornie łatwym terenem orograficznie na lewo od lodu. Zamiast oczekiwanej szerokiej półki, która miała doprowadzić nas bez wspinaczkowego trudu do Wielkiej Strągi, znajdujemy system niewielkich rzęchowatych półeczek ze słabo trzymającymi trawami - przejście atrakcyjne dla kozic, ale nie dla taternika w tępych rakach. Nie oszczędzamy nic a nic czasu, omijamy atrakcyjny z perspektywy zagruzowanego trawnika lodospad; po raz kolejny życie uczy nas, że nie warto iść na łatwiznę.
Koniec Wielkiej Strągi osiągamy sprawnie. Piotrek niespiesznie pokonuje łatwiejszy, lewy wariant lodospadu prowadzącego do Srebrnej Strągi i po krókiej przerwie konsumpcyjnej ruszamy dalej. Wspinanie jest przyjemne, po betonach i dobrze związanym śniegu. Ze Złotej Strągi kontunuujemy w lewo, Zielonym Korytem w stronę Śnieżnego Zwornika. Początkowo łatwy teren staje się coraz bardziej stromy. Przed niewielkim prożkiem decydujemy o związaniu się i do Zwornika idziemy na lotnej. Na grań wychodzimy chwilę przed zmrokiem.
Schodzimy bezpośrednio do Doliny Czarnej Jaworowej. Zejście, mimo iż jest niełatwe orientacyjnie, zwłaszcza w ciemności, nie sprawia nam większych kłopotów. Spodziewamy się trudności na ostatnim progu, tuż przed osiągnięciem najniższej części doliny, lecz podążając po śladach poprzedników znajdujemy liny poręczowe, którymi zjeżdżami do łatwego terenu. Szczegóły pierwszej części zejścia znajdują się na zdjęciu poniżej, przedstawiającym topo Śnieżnych Turni. Zaznaczony wariant zejścia w większości pokrywa się z naszą drogą ze Śnieżnego Zwornika. Autorem fotografii oraz opracowania jest Piotrek. Po osiągnięciu stawu, mijając nieliczne wiatrołomy, zmierzamy już bez problemów do parkingu w Jaworzynie, na którym zjawiamy się po 18 godzinach od jego opuszczenia.
Każdy kulturalny i elegancki człowiek powinien mieć swój znak rozpoznawczy, jak herb dla szlachcica czy podpis artysty na obrazie. Zmęczony po zejściu Doliną Jaworową zrzuciłem plecak na werandzie poczty w Jaworzynie. Opierając się o niego wyciągnąłem nogi i z ulgą westchnąłem:
- Ja pierdolę.
- Chmielu ? - Usłyszałem zaspany głos Mikołaja dobiegający z ciemnej czeluści werandy.
Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że dokładnie 144 godziny później będziemy układali się do snu razem, na tej samej werandzie.
C.D.N.
11.01.2014, Dolina Śnieżna z wyjściem na Śnieżny Zwornik, obejście pierwszego progu Kozią Drabiną; Mariusz Norwecki, Piotr Zieliński, Maciek Chmielecki, 8h, zejście przez Żleb opadający z Wyżniej Śnieżnej Przełęczy do Śnieżnego Bandziocha i dalej do doliny Czarnej Jaworowej.
Więcej zdjęć w mojej galerii Picasa
link do relacji Piotrka.