- Kategoria: Relacje STW
- Gosia Kozak & Klaudia Sanek
Jak ugryźć Matta?
W zeszłym roku powstała idea, żeby zorganizować wyjazd Grupy Turystyki Wysokogórskiej działającej w ramach SWW na Matterhorn. Ta charakterystyczna, znana na całym świecie góra przyciąga jak magnes ludzi z całego globu. I faktycznie wygląda imponująco. W głównej mierze za sprawą swojego odizolowania od innych podobnej wysokości wierzchołków. Idea padła na podatny grunt. Sporo osób o Matterhornie myślało od dawna, inni się spontanicznie dołączyli, uznając go za ciekawy cel wakacyjnego wyjazdu. Jako docelowa droga została wybrana Grań Lwa wiodąca na wierzchołek z włoskiej strony, trudniejsza niż szwajcarska Grań Hörnli i przez to mniej zatłoczona. Po kilku spotkaniach i rozmowach zainteresowani podzielili się na grupy, które miały plany pojechać w różnym terminie. W momencie pisania tego artykułu niektórzy już dotarli na szczyt i szczęśliwie z niego powrócili, inni są jeszcze w blokach startowych. Osoby, które wybierają się na Matterhorn znajdą poniżej garść praktycznych informacji na temat logistyki i wejścia od włoskiej strony. Mamy nadzieję, że informacje okażą się przydatne.
MATT W PIGUŁCE
Matterhorn na pewno każdy z nas widział chociaż raz w życiu na jakimś zdjęciu, filmie, opakowaniu, ewentualnie zajadał się piramidkami Toblerone nieświadom, że właśnie pochłonął jego kilkanaście czekoladowych mini wersji. W skrócie - jest to jedna z najbardziej znanych gór na świecie. Jego włoska nazwa to Monte Cervino, francuska - Mont Cervin. Wznosi się na wysokość 4478 m n.p.m. Szczyt znajduje się w Alpach Zachodnich, dokładnie w Alpach Pennińskich na granicy między Szwajcarią (kanton Valais) a Włochami (region doliny Aosty, Valle d'Aosta). Jest szóstym pod względem wysokości samodzielnym szczytem alpejskim i jednym z najpóźniej wśród nich zdobytym. Jako pierwsi 14 lipca 1865 r. na wierzchołek wyszli Granią Hörnli: Edward Whymper, Michel Croz, Lord Francis Douglas, ks. Charles Hudson, Douglas Hadow, Peter Taugwalder ojciec oraz Peter Taugwalder syn. W czasie zejścia doszło niestety do tragedii – prawdopodobnie w wyniku poślizgnięcia się jednego ze wspinaczy spadły i poniosły śmierć 4 osoby. Przeżyli tylko Edward Whymper i Taugwalderowie. Trzy dni później, 17 lipca 1865 r. po przebyciu grani włoskiej na szczycie stanął zespół Jean-Antoine Carrela.
LITERATURA
Z okazji 150-lecia wejścia na szczyt ukazała się książka „Matterhorn. Góra gór” Daniela Ankera, gdzie można znaleźć sporo informacji historycznych i ciekawostek o górze. Niestety brak tam rozdziału z informacjami praktycznymi. Opis wejścia na szczyt znaleźć można w „Alpach” J. Babicza i D. Tkaczyka. Był też poświęcony Matterhornowi numer 2/2015 „Gór”, który można znaleźć w klubowej bibliotece.
DOJAZD
Matterhorn wznosi się nad miejscowością Breuil – Cervinia (2050 m n.p.m.) od strony włoskiej oraz nad Zermatt (1610 m n.p.m.) w Szwajcarii. Odległość między Krakowem a Cervinią to ok. 1500 km. Można jechać kilkoma trasami w zależności od tego ile mamy czasu, jakich kierowców, jaki pojazd i jaką taktykę przyjęliśmy co do aklimatyzacji. Ze względu na wysokość szczytu na pewno aklimatyzację warto zrobić, bo wszyscy wiemy, czym grozi jej brak.
CERVINIA I OKOLICE
W Cervini warto po przyjeździe udać się do Informacji Turystycznej i Biura Przewodników (mieszczą się w tym samym budynku przy Via Circonvallazione 2). Zgodnie z informacją na drzwiach budynku Biuro Przewodników czynne jest w godzinach 9:00-12:00, 14:30-18:30 (zamknięte w czwartki). Można tam sprawdzić aktualną pogodę, dopytać o zaplecze socjalno-sanitarne i campy, a co najważniejsze uzyskać informacje o aktualnych warunkach w górach. Nam udało się porozmawiać z jednym z przewodników, którego później spotkaliśmy kilkadziesiąt metrów powyżej Carella, a który niestrudzenie odpowiadał na nasze pytania o warunki. Sprawę ułatwiła perfekcyjna znajomość języka włoskiego przez jednego z członków naszego zespołu. W biurze jest także WiFi. Jakość jednak bez szaleństw. Nieopodal znajduje się spory darmowy parking. Trzeba pamiętać jednak, że w poniedziałki odbywa się tam targ.
W pobliżu Cervini nie brakuje łatwych czterotysięczników, gdzie można się zaaklimatyzować, np. Breithorn 4164 m n.p.m., Pollux 4092 m n.p.m., Castor 4230 m n.p.m.. Jeśli ktoś ma więcej czasu, to można odwiedzić masyw Monte Rosy. Najbliższym i najłatwiej dostępnym szczytem do aklimatyzacji jest Breithorn. Wybierając się na niego można wyjechać z Cervini kolejką do stacji Testa Grigia położonej na wysokości 3480 m n.p.m. Kolejka to koszt 30,5 euro w obie strony. W sezonie wakacyjnym pierwsza kolejka rusza z dołu o 7.00 rano, ostatnia zjeżdża o 16.15. Po 20 sierpnia zmiana godzin - pierwsza z dołu rusza o 7.30, ostatnia zjeżdża o 16.45. Jeśli celujemy w pierwsze kursy, to warto przy kolejce zjawić się ok. 15 min wcześniej z uwagi na spore obłożenie szkółkami narciarskimi – na wejściu jest lekki tłum. Ze względu na włoską punktualność i dwie przesiadki, na Testa Grigia dojeżdżamy po ok. 40 min., potem podchodzimy stokami narciarskimi na Breithornpass, a stamtąd łatwo na szczyt. Zazwyczaj natrafiamy tam na tłumy, bo po drodze dołączają się do nas turyści, którzy wyjechali kolejką od szwajcarskiej strony na Klein Matterhorn i też zamierzają zdobyć nasz szczyt. Podczas powrotu warto ”zdobyć” Klein Matterhorn głównie dla widoków, jakie się z niego roztaczają. Zdobywanie, ku naszemu zdziwieniu po krótkiej rozmowie z panią w restauracji stacji kolejki, odbywa się poprzez wjazd windą na szczyt.
W Cervini nie ma campingów, są hotele i kwatery, ale nie należą do tanich. Najbliższy camping znajduje się 12 km w dół doliny – Camping Glair (cena z opłatą za samochód i namiot ok. 12 euro na osobę, dodatkowo płacimy za prysznic 0,5 euro/ 6 min.). Trzeba się nastawić na chłodne noce, ale ogólnie warunki na campingu są przyzwoite. Jest hulające WiFi. Wracając warto się zatrzymać na niżej położonym (cieplej) bardzo fajnym campingu w Saint-Vincent - Paradise Village Camping (Via Trieste 19). Nocleg wychodzi ok. 15 euro od osoby, ale warunki są bardzo fajne.
SCHRONISKA
Jeśli chodzi o schroniska, to część osób startuje na Matterhorn z położonego nad Cervinią Schroniska Abruzzi (2800 m n.p.m.). Schronisko jest komfortowe, nocleg ze śniadaniem kosztuje 50 euro, z całodziennym wyżywieniem 70 euro. Jest również możliwość rozbicia namiotu nad znajdującym się nieopodal stawem. W przypadku kiedy nie nocuje się w Schronisku Abruzzi, żeby zaoszczędzić sobie podchodzenia z Cervinii (ok. 2-3 godz.) i schodzenia do niej, można wyjechać kolejką za 11,5 euro (bilet powrotny) na Plan Maison (2555 m n.p.m.). Samochód można zostawić na parkingu przy dolnej stacji kolejki. Z Plan Maison trawers do Schroniska Abruzzi zajmuje już ok. 1 godz. Stamtąd dalej podchodzi się do ostatniego schroniska przed szczytem na Grani Lwa – schroniska Carrela (ok. 4 godz.). Schronisko jest ciasne, położone na stalowej platformie. Teoretycznie przeznaczone jest dla ok. 50 osób, ale w praktyce przy dobrych warunkach pogodowych nocuje tu nawet dwa razy więcej i wtedy jest bardzo ciasno. Ludzie śpią wszędzie, nawet na zewnętrznej platformie. Dlatego też najlepiej do Carrela dojść ok. godz. 12:00, żeby jeszcze znaleźć wolne łóżko, potem może być z tym kłopot. Nam o 14:00 udało się zająć ostatnie łóżka. Opłata za nocleg zbierana jest wieczorem każdego dnia i wynosi 20 euro (10 euro dla przewodników). Wartym odnotowania faktem jest, że ponoć opłata w zeszłym roku wynosiła 15 euro, także wygląda na to, że ze zdobywaniem należy się spieszyć, bo za kilka lat przepłacimy już zupełnie. W budynku znajduje się też osobny pokój dla przewodników, gdzie zazwyczaj w sezonie ktoś jest i pilnuje porządku w schronisku np. wymiana worków na śmieci, butli gazowych, zbieranie opłaty za noclegi. Kolejnym pomieszczeniem jest kuchnia, gdzie znajdują się dwa palniki gazowe i wielki gar przeznaczony do topienia śniegu na wodę. Śniegu jednak czasami brakuje lub jest zanieczyszczony, więc najlepiej przynieść sobie odpowiedni zapas wody ze sobą. Zdecydowanie warto mieć też lekki palnik i mały kartusz. Największe pomieszczenie to część z łóżkami rozmieszczonymi na trzech poziomach. Najlepiej zająć sobie łóżko na dolnym lub środkowym poziomie, na najwyższym jest niezwykle gorąco, co nie pozwala za bardzo zmrużyć oka przez całą noc. Gdyby komuś było jednak chłodno - są koce i poduszki. Pod dostatkiem. W budynku znajduje się także WC dostępne z zewnątrz, o którego istnieniu dowiadujemy się już na kilka metrów i oddechów przed dojściem do schroniska. Przyjemność korzystania mocno wątpliwa.
CARREL - MATT
Dojście do grani: Orientacyjnie problematycznym był właściwie tylko odcinek początkowy, kilkadziesiąt minut po wyjściu z Carrela. Po ciemku można łatwo zapchać się w trudny teren. Początkowo mamy oczywiste podejście do góry, później trawers na prawo – tu kilka miejsc z poręczówkami, niestety w formie niewygodnych w użyciu lin średnic wręcz okrętowych, wskazana szybkość i silne ramię. Po parudziesięciu metrach od wyjścia dogoniliśmy kilka wcześniejszych zespołów i na dalszym dojściu do grani poruszaliśmy się nieco wolniej niż byśmy chcieli. Przewodnicy z klientami mają pierwszeństwo na drodze i należy ich przepuszczać (na co każdego wieczoru przewodnik zbierający opłaty zwraca uwagę). Koniec końców układ taki okazuje się bardzo przydatny orientacyjnie. Gorzej z bezpieczeństwem przy wymijaniu. Natomiast z ułatwień na odcinku dojścia do grani mamy też liny stalowe na trawersie, kilka stałych punktów (spity). Dalszy odcinek dojścia do grani to teren na tyle rozległy, że z powrotem właściwe szliśmy już nieco inną drogą. Tutaj też na podejściu miałam nieco wątpliwości orientacyjnych. W kominie wyprowadzającym na właściwą grań znajduje się łańcuch.
Grań i droga powrotna:
Po wejściu na grań założyliśmy raki i cały odcinek na szczyt i z powrotem do tego miejsca już ich nie ściągaliśmy. Skała w wielu miejscach krucha. Tutaj orientacja nie sprawia już żadnych problemów. Również zespoły się „rozciągają” i idzie się dużo przyjemniej. Po przejściu przedwierzchołka Pic Tyndall ekipy znowu się zagęszczają i w niektórych momentach trzeba odczekać na swoją kolej, aby podjąć dalszą wspinaczkę. Dość nieprzyjemne jest siodełko przed kopułą szczytową ze sporą ekspozycją. Sporo miejsc usłanych piargiem. Spowolnienia kolejkami nie unikniemy także w drodze powrotnej. Sporo też trzeba odczekać na stanowiskach do zjazdów, gdzie również następuje zagęszczenie. Warto więc na ile się da schodzić, na niższym odcinku korzystając z poręczówek. Problemem na zjazdach okazali się również wspinający się do góry – kilkukrotnie zdarzyło się, że wykorzystywali naszą linę do ułatwienia sobie wejścia i trzeba było czekać, aby linę ściągnąć.
Łatwiejszą opcją zejścia jest zejście na stronę szwajcarską Granią Hörnli. Kolejką ze stacji Schwarzsee (2583 m n.p.m.) można przedostać się na Klein Matterhorn a stamtąd ze wspomnianej Testa Grigia do Cervinii.
Sprzęt:
Całość właściwie przeszliśmy związani na lotnej, przewiązując się jedynie do zjazdów. Jedynie przy spionowanych odcinkach bądź kruchych trawersach asekurowałam partnera ze stanowiska. Warto mieć kilka friendów, taśm i ekspresów. Kości bym odradzała. Jest trochę spitów ułatwiających asekurację, są stanowiska zjazdowe (na podejściu można oznaczać je w nawigacji, w razie gdyby przyszło wykonywać zjazdy po ciemku). Warto mieć karabinek z dużym prześwitem. Wystarczy w zupełności lina połówkowa 60 m. My mieliśmy dwie połówki. Na podejściu używaliśmy jednej żyły złożonej na pół przewiązani w lotnej. W drodze powrotnej drugą właściwie wyciągnęliśmy raz, co pozwoliło nam na dłuższy zjazd. Jednak w dużej mierze zjazdy są skośne i lepiej robić je krótszymi odcinkami, toteż polecałabym zabranie jednej żyły. Drugą można wziąć i zostawić w Carrelu – nam przydała się następnego dnia na zjazdach poniżej schroniska w drodze powrotnej. Raki okazały się niezbędne, dobrze mieć też czekan.
Czas:
Z Carrela wystartowaliśmy ok. godz. 4:30. Na szczycie Matterhornu stanęliśmy ok. godz. 10:30. Wydaje się, że dobrze wyjść na szczyt przed 12:00, tak, żeby spokojnie zejść przed zmrokiem. Warto oczywiście podejść na wierzchołek szwajcarski wyższy o 1,5 m. Grań niedługa, jednak ostra i powietrzna. Całość z Carrela zajęła nam około 13 godzin. Można czas ten skrócić, wychodząc kilka godzin później lub wcześniej, kiedy zespołów wychodzących jest mniej. Nam udało się wyjść jeszcze przed największym szturmem. Sporo zespołów mijaliśmy już na zejściu, więc godzina startu okazała się zupełnie niezła, nie było aż tak tłoczno, a jednocześnie grań w całości robiliśmy już przy świetle słonecznym. Wychodząc wcześniej pewnie byłoby luźniej na dojściu do grani, jednak bardziej byśmy zmarzli. Z pewnością należy godzinę zweryfikować także pod kątem własnych umiejętności i doświadczenia.
Klaudia Sanek
Gosia Kozak