banner SWW

Relacja z Ushby - Droga Gabriela Khergianiego

2014 07 15 165036 P1000777 AiB KlimasW tej relacji pokrótce opiszemy jak wyglądały nasze (Ilona Gawęda, Iza Czaplicka, Asia i Bartek Klimas, Mikołaj Pudo) zmagania z drogą Gabriela Khergianiego (5B) na południowym wieszchołku Ushby (4710m)

Tym co średnio kojarzą tą górę to pokrótce można powiedzieć, że ona ma dość charakterystyczny kształt (dwa wierzchołki: pn i pd), południowy wierzchołek jest wyższy i trudniejszy do zdobycia. On też był naszym celem - aby się na niego dostać wybraliśmy najłatwiejszą drogę - czyli drogę Gabriela Khergianiego (rosyjskie 5B). 
Ściany Ushby oferują dużo solidnego wspinania, a sama góra, jak i jej otoczenie ma dość niepowtarzalny charakter. 

Warto na samym początku podziękować Marcinowi Rutkowskiemu (Rutek) i Pawłowi Kaczmarczykowi (Kaczmar) za cenne rady w pokonaniu tej ściany.

Topo
Przebieg naszej drogi znajdziecie na zdjęciach w galerii.
Legenda to topo:
- przebieg naszej drogi: ciągła czerwona linia + przerywana w przypadku kiedy jest ona przysłonięta przez formacje skalne,
- alternatywna wersja na dole: czerwoną przerywaną linią,
- zjazdy - na niebiesko. 

Logistyka
W kwestii logistyki dostania się po ścianę, to temat jest relatywnie prosty (najbardziej charakterystyczne punkty podróży zaznaczyłem na mapie).

Lot Katowice - Kutaisi. Już na lotnisku można złapać taksówki i busy, które nas zawiozą do Mestii. Dobrze jest pogadać z kierowcą i po drodze zrobić zakupy w Zugdidi. Jest tam duży targ i można dostać dużo towarów.

Do Mestii można dotrzeć już tego samego dnia co się przyleciało - jak się dobrze przyjrzeć, to po drodze już widać Ushbę.

W Mestii śpimy w jednym z dostępnych hosteli - my wybraliśmy ten na rynku w pobliżu europejsko wyglądającej knajpki z wifi. Jeżlei potrzebujemy jakiś kartuszy z gazem - to w Mestii jest szzansa je kupić.

Z Mestii załatwiamy transport do leżącej w pobliżu miejscowości Mazeri. Dobrze jest dzień wcześniej zgłosić swoją wyprawę do lokalnej grupy ratowniczej (dodajmy, że na całej drodze jest dostępny zasięg sieci komórkowej). Na dojeździe do Mazeri (do samej miejscowości nie dojeżdżamy) jest posterunek graniczny, na którym też należy się zameldować i uzyskać zgodę na wyjście w góry. Trzeba powiedzieć jak długo orientacyjnie będziemy działać, że nie wybieramy się broń Boże na stronę rosyjską (relacje gruźińsko-rosyjskie do najcieplejszych nie należą). 

Kierowca wysadza nas w korycie rzeki - stąd można już piechotą dojść do bazy pod Ushbą.

My wynajęliśmy dwa konie, aby część worów wrzucić na nie. Podejście do bazy zajmuje ok 3h. Rozłożyliśmy ją na pięknych łąkach w pobliżu moreny lodowca. Teren do tego nadaje się wyśmienicie (płasko, łąka, blisko woda) z mały wyjątkiem - jest tam dość dużo pasących się zwierząt. Nam ( a konkretnie Mikołajowi) krowy, podczas wspinaczki podjadły trochę namiot :(

W ramach rekonesansu i aklimatyzacji podeszliśmy na przełęcz na przeciwko Ushby - z niej lepiej widać było przebieg naszej drogi. Droga generalnie trochę kluczy w ścianie, aby dojść finalnie do pierwszego biwaku i ścianki problemowej, na której są całe trudności (VI klasyczne). Po jej pokonaniu zostaje jeszcze duży kawał wspinania aż do samego szczytu.

Po rekonesansie w końcu wyczekaliśmy na okno pogodowe i uderzyliśmy - dzień wcześniej podchodząć na nocleg na lodowcu i transportując większość sprzętu pod start drogi. 

Dalej już zapisy z mojego dziennika pokładowego:)

2014 07 06 140040 P1000400 AiB KlimasStart: 10.07.2014
Wstajemy o 1:30 w nocy i jemy trochę chleba (słabo wchodzi) z kiełbasą + trochę herbaty i zwijamy namioty. Trochę się grzebiemy i finalnie po 2h ruszamy związani przez lodowiec.

Wydeptane dzień wcześniej ślady wiodą nas pod start drogi i po niecałej 1h zaczynamy się szpeić.

W pierwszym zespole prowadzi Ilona (wraz z Izą i Mikołajem), zaraz za nią startuje Asia (i ja na drugim końcu).

Droga początkowo wiedzie pionowym żlebem śnieżno kamiennym, by po 20-30 metrach przejść w śnieżny zachód uciekający w prawo. Idziemy całość na lotnej. Są betony, a dziewczyny sprawnie prowadzą.

Śnieżny zachód po pewnym czasie dochodzi do uciekającego w lewo do góry śnieżnego żlebu. Tu znajdujemy pierwszą pętlę (najprawdopodobniej ekipy Rutka i Kaczmara). Dalej żlebem do góry prowadzą dziewczyny.

Po ok 2 długościach liny żleb kończy się płytkim kominem o długości ok 7-10m. Nim (prosto do góry) biegnie jeden z wariantów drogi. My wybieramy uciekający w prawo duży śnieżny zachód.  

W jego połowie na grzędzie skalnej dziewczyny zakładają stan i nas ściągają i zmieniamy się na prowadzeniu. Przejmuję je z Mikołajem. W trakcie obserwacji ściany z przełęczy widzieliśmy stosunkowo łatwy skalny zachód uciekający od naszego w lewo, niemniej żaden z mijanych go nie przypominał/nie rokował trudności poniżej VI.

Zatem oryginalnie prowadzimy naszym zachodem do końca, do skalnego prożka, na którego szczycie robimy stan i ściągamy finalnie całą ekipę.

Biblioteka
Tutaj szybkie przebranie - zdążyło się w międzyczasie zrobić dość ciepło. Wystawa południowa robi swoje. Przed nami solidna biblioteka (krucho), w której drogę odnajdujemy dzięki zdjęciom rosyjskim. Jest 8 rano - mamy całkiem niezły czas.

Trawers
Dalej prowadzę ja i Mikołaj w drugim zespole. Teren to skalne puzzle. Trzeba się czujnie przemieszczać. Droga początkowo z siodełka biegnie pionowo do góry, aby następnie zacząć trawersować w lewo. Z dwóch potencjalnych przejść przez widoczny po lewej filar - wybieramy to wyższe. Za przewinięciem zakładam stanowisko i ściągam ekipę. Przegięcie liny jest na tyle duże, że nie ma możliwości dalej ciągnięcia na lotnej.

Tutaj się zmieniamy - Asia z Iloną przejmują prowadzenie. Przed nami już dość rozmoknięty śnieżny trawers po małym stoku. Naszym celem jest dojście do prawego, widocznego z naszego BC prawego żlebu. Nim planujemy iść pociągnąć dalej. Z tego co nam wiadomo, to Rutek z Kaczmarem szli lewym. Pomiędzy nimi jest dość charakterystyczny skalny filar, na którego szczycie znajduje się jedno z potencjalnych miejsc biwakowych.

Po dojściu do żlebu, dziewczyny zakładają stan - ja z Izą przejmujemy prowadzenie.

Żleb
Dreptanie w dość stromym rozmokłym żlebie nie najeży do najprzyjemniejszych i bezpieczniejszych, w związku z tym przy najbliższej nadważającej się okazji wbijam się w część skalną. Po lewej stronie żlebu płynie już regularny strumień. Docelowo chcemy się przemieścić na druga stronę - niestety, nie zrobiliśmy tego na samym początku. Później okazuje się to dość wymagające. Teren skalny, którym się poruszamy w porywach ma III. Po przejściu nad strumieniem i wypstrykaniu się z sprzętu asekuracyjnego zakładam stan i ściągam Aśkę do siebie. Po przejęciu sprzętu cisnę dalej końcówkę tego żlebu - było tego ponad 100m. Śnieg coraz bardziej się pionował, a przy całym swoim namoknięciu, ciężko było mu zaufać. Aby założyć jakąkolwiek asekurację - trzebabyło dość mocno odbijać w kierunku skał. Finalnie okazało się, że spionizowany już dość mocno żleb kończył się dość niespodziewanie na ostrej grani - o mało co nie przeleciałem na jej druga stronę :) Na szczęście teren po prawej rokował pozytywnie i po przekopaniu się przez niego wylądowałem na skalnym wypłaszczeniu na stanowisku ze starej liny. Ściągam Aśke i zmieniamy się na prowadzeniu.

Pola śnieżne

Przed nami duże, stosunkowo łatwe pola śnieżne. Najlepiej przegrzać je bez asekuracji - bo najbliższe możliwe miejsca do załeożenia asekuracji znajdują się na grani po prawej. Samo do nich dojście może być trochę ryzykowne - stąd lepiej tego nie robić. Mikołaj idzie pierwszy. W połowie pól znajduje się kolejne wypłaszczenie skalne - jak się okazuje z kolejnym stanem z liny. Dochodzi tam i ściąga dziewczyny. Ja ruszam z nimi i również - mijam jego stan (dwa haki) i idę kawałek wyżej do kolejnej ostrogi skalnej i tam zakładam stan i ściągam Aśkę. Kolejna część to kolejne pole śnieżne doprowadzające nas do dużego  kuluaru pomiędzy skalnymi turniami.

2014 07 10 122657 GOPR0222 IzaKuluar
Przebijamy się przez początkowe skalne prożki razem z Iloną. Ona finalnie idzie bardziej po lewej, kuluarem, ja cisnę skalną ostrogą do samego końca (miejsca III) do wylotu kuluaru. Zakładam stan na skalnej półce (skończył mi się sprzęt). Asia dochodzi i po chwili dołącza do Ilony, która już podąża kuluarem, przy jego skrajnie prawej części. Większość kuluaru ciśniemy na lotnej - Ilona w między czasie założyła stan i ściągnęła ekipę. Cały czas idąc do góry obserwuję skalne ściany po jednej i po drugiej stronie kuluaru w poszukiwaniu stanowisk zjazdowych - niestety - nic nie znalazłem. Możliwe, że jeszcze było za dużo śniegu i większość stanów była pod nim.

Finalnie Asia zakłąda stan u wylotu kuluaru i mnie ściąga. Obok podobnie robi Iza. Robi się coraz później (ok 18). Doszliśmy do dużego, mocno nastromionego pod koniec pola śnieżnego. Gdzieś na jego końcu ma być nasz biwak.

Końcowe pole
Przy słabnącym już słońcu ciągnę sukcesywnie nastromiające i zamarzające pole śnieżne. Praktycznie brak jest na nim asekuracji i coraz trudniejsze przekopywanie się w stającym dęba śniegu. Zmęczenie też robi już swoje. Po drodze zakładam jakąś iluzoryczną asekurację w odkopanych skałkach, ale nie jest ona warta wysiłku poświęconego na jej zakładanie. Finalnie cisnę prosto do grani na której końcu po lewej powinien być nasz biwak.

Grań
Przy zachodzącym słońcu (ok 9) wychodzę na grań. Po szybkim zerknięciu na zdjęcia wychodzi, że za małym bastionem skalnym będzie nasz biwak. Mijam go lewą stroną zapadając się dość głęboko w śnieg. Finalnie docieram do miejsca biwakowego, które okazuje się ostrą śnieżną granią (miejscówki biwakowe mocno zasypane). Na szczęście zdjęcia mniej wiecej sugerują nam gdzie musimy kopać, aby dokopać się do platform. Ściągam zmęczoną już Aśkę i zaczynamy ostatkiem sił organizować sobie biwak.

Biwak
Przy zachodzącym słońcu rozstawiamy nasz 3-osobowy namiot, na chyba najsensowniejszym miejscu. Mikołaj początkowo planuje postawić swoja dwójkę zaraz za nami na grani, na szczeście za naszą namową, przenosimy ich (Mikołaja i Izy) namiot wyżej, na specjalnie wykopaną platformę pod osłoną grani. Jak się okazało później, to był dobry pomysł - w nocy przyszedł mocny wiatr i dzięki osłonie grani, namiotom nic się nie stało.

Aśka padła ze zmęczenia w naszym namiocie. My z Iloną w międzyczasie gotujemy jeszcze trochę herbaty (jak się później okazało - zdecydowanie za mało) na wieczór i powoli zbieramy się do spania. Generalnie poruszanie się po biwaku wymaga asekuracji, bo jest on w dość eksponowanym terenie. Samo spanie w namiocie już jej nie wymaga. Ok 12 kładę się spać - wszyscy już wiemy, że nie ma opcji na atak jutro z rana - za bardzo nas ten dzień wykończył.

Na szczęście zapowiadają jeszcze 3 dni pogody, więc możemy sobie pozwolić na jeden dzień odpoczynku.

2014 07 11 051150 P1000577 AiB KlimasOdwodnienie
Generalnie dużym błędem było to, że piłem stanowczo za mało pierwszego dnia. Skończyło się to tym, że w nocy miałem halucynacje i potężny ból głowy. Do tego całą noc myślałem, aby tylko rano zacząć zjeżdżać i wynosić się z tej ściany :) Dość trudno było to wszystko opanować - nie za bardzo wiedziałem co się za mną dzieje (pierwszy raz coś takiego doświadczałem). Kolejne tabletki przeciwbólowe nie pomagają - próbóje zasnąć, ale bez szans. W końcu wstaję bladym świtem i zaczynam ogarniać biwak.

Dzień drugi - poranek
Dopiero rano uświadomiłem sobie, że pod nami całkiem niezła lufa - kibelek z takim widokiem, to prawdziwa przyjemność :) Pogoda jest bezchmurna, dzięki czemu widzimy całkiem niezły kawałek Kaukazu.

Głowa, pomimo poranny aktywności nie przestaje koszmarnie boleć. Wciągamy jakieś śniadanie, niemniej niewiele to pomaga. Ciagle mam słaby nastrój i kompltny brak ochoty do wspinania. Reszta ekipy planuje podejść pod ścianę problemową i ją dzisiaj zaporęczować. Ja jasno daje im do zrozumienia, że nigdzie się nie ruszam. W końcu oni ruszają, ja siedzę przy namiocie i zastanawiam się co się ze mną dzieje. Jakaś mglista sugestestia w głowie sugeruje, że to może wina odwodnienia. Zaczynam więc zbierać topiącą się już ze śniegu wodę i pić kubek za kubkiem z jakimś izotonikiem. Okazuje się to najlepszym lekiem - po kilkunastu kubkach głowa przestaje mnie boleć, zdecydowanie poprawia się nastrój i wraca ochota do wspinania. Słońce już wysoko praży, a ja ogłądam jak Asia z Iloną walczą na ścianie problemowej.

Dojście do ściany problemowej
Od miejsca biwakowego trzeba się wrócić kawałek granią w kierunku widocznej po prawej u góry litej ścianie. Grań kończy się siodełkiem pod ostroga skalną. Po jej lewej stronie biegnie żleb śniezny, którym to trzeba podążać (asekurując się z wspomnianej ściany ostrogi) aż do podnóża ścianki. Po drodze są 2-3 prożki lodowe.

Na szczycie wspomnianej ostrogi śnieżnej znajduje się zdecydowanie lepsze miejsce biwakowe, niż to nasze (płaskie i bezpieczne).

Jak ktoś ma trochę więcej sił i czasu, to może pierwszego dnia spróbować dojść do tego miejsca (ok 100m deniwelacji wyżej).

Ścianka problemowa
Pierwszy wyciąg ścianki jest relatywnie prosty (V) i trudności ma na samym początku. Drugi sprawia już Ilonie pewne trudności. Wybitne zacięcie po lewej jest zalodzone i nie rokuje szans na klasyczne przejście. Prawa strona ścianki wydaje się dość trudna, finalnie Ilona przedarła się środkową częścią, dość sprytnie lawirując ze względu na zacieki.

Z jej relacji wynika, że jest trochę haczywa na tym wyciągu. Po dojściu do stanu decydujemy wszyscy przez króktofalóki co dalej. Zakładając, że uderzamy dalej kolejnego dnia - musimy zostawić linę na sztywno do podejścia z rana. Nastroje w ekipie były zmienne - w końcu zostawiamy linę na sztywno i dziewczyny zjeżdżają na dół do biwaku.

Ja w międzyczasie wysyłam sms’y do naszych sprawdzonych meteorologów (Jancio&Magda - dzięki!) i dowiaduję się, że przed nami 2 dni lampy.

Wieczorem jeszcze ustalamy logistykę dnia następnego - wstajemy o 4 (jak się później okazało - za późno). Na noc napychamy się jeszcze liofami podziwiając wspaniały zachód słońca za Elbrusem.

Ushba TOPO 412.07.2014 Atak (prawie) szczytowy
Pobudka, szybkie śniadanie, szpejenie i uderzamy do góry. Podział w zespołach to :ja, Asia i Ilona + Mikołaj i Iza.

Podchodzimy pod ściankę i zaczynamy podchodzić na pozostawionych linach. Generalnie nie idzie nam to zbyt sprawnie - jak się okazuje zestaw małpa + duck Konga (w moim przypadku) nie działa zbyt dobrze. Ilona sprawnie małpuje do do samej góry (ach to doświadczenie jaskiniowe) i ciągnie za sobą dodatkową linę. Dochodzę do niej i przechodzimy w prowadzenie pierwszego wyciągu za ścianką problemową.

Komin
Kolejny wyciąg (prowadzi Ilona), to komin z lodowymi odcinkami - całość za ok V. Na tym etapie podejmujemy decyzję, że łączymy się w tramwaj na tym odcinku aby odrobinę przyspieszyć. To chyba było generalnie jednym z kilku błędów, które popełniliśmy. Bo może jako 5 przemieszczaliśmy się sprawnie, niemniej jako poszczególne zespoły szło nam to zdecydowanie wolniej.

Wyciąg kończył się na bloku (z pętlami zjazdowymi) na skraju półki.

Trawers
Następny wyciąg prowadzę ja - i generalnie zamiast kontynuować trawers w lewo (tak jak prowadzi półka), to za sugestią dziewczyn ruszyłem diagonalnie w prawo (czujne ruchy), by później odbić w lewo (zaklinowany friend). Następnie widocznym trawersem kontynuowałem w lewo do widocznego na początku kuluaru śnieżnego blokowi skalnemu (pętle z lin). Jak się okazuje - wyciąg do trywialnych nie należy, na szczęście Aśka wypina całość asekuracji z początku wyciągu i przerzuca linę - reszta pójdzie już wspomnianym na początku trawersem.

Kuluar
Ilona przejmuje prowadzenie - uderza wyraźnym kuluarem śnieznym uciekającym na początek do góry, a później w lewo. Ja startuję zaraz za nią, aby przyspieszyć trochę. Najpierw asekuracja jest konfortowa ze ścian kuluaru, później zaczyna być coraz bardziej wymagająca. Śnieg jest twardy i dość mocno spionowany - mocno nabija łydy. Po pionowym odcinku żleb rozgałęzia się na dwie odnogi - wybieramy tą lewą. Końcówka żlebu dochodzi najwyraźniej do grani, bo jest mocno zasklepiona śniegiem - bez szans na przebicie. Wybieramy zatem ściankę po lewej i nią docieramy do siodełka w grani. Na nim znajdujemy stary stan z taśm - chyba wciąż jesteśmy we własciwej drodze :)

Ściągamy z Iloną resztę ekipy i zaczynają się dyskusje co robimy dalej. Była godzina 14.30.

Część ekipy chce iść dalej, cześć zatanawia się czy nie zjeżdżać. W końcu decydujemy pociągnąć jeszcze jeden wyciąg do góry. Pierwsza prowadzi Ilona, później za nią startuje Asia. Wyciąg prowadzi dość rozległą granią - juz od tego miejsca widać kopułę szczytową.

Trudności to ok IV - Ilona ciągnie dalej, Asia zakłada pośrednie stanowisko i mnie ściąga. Ja prowadzę kolejną wyciag. Trudności to ok V w porywach V+, dość lufiasty i generalnie nie trywialny. Dochodzę do Ilony - jest godzina 16. Z naszego stanu widać dobrze resztę grani - zostało tego dość dużo. Jesteśmy na wysokości ok 4500m - ok 200m deniwelacji brakuje nam do szczytu. Z tej perspektywy widać jeszcze kilka progów skalnych do pokonania i kawałek wspinania do szczytowej grani. Po ożywionej dyskusji decydujemy się zjeżdżać na dół. W 5 osób ciśnięcie do szczytu byłoby mocno ryzykowne. Dzielenie się na zespół trójkowy i dwójkowy też jest słabym pomysłem - jeden ze zjazdów na ściance problemowej ma 70m - a mamy tylko jedną taką linę (choć później okazjuje się, że daloby się i z 60m).

Generalnie pokonała nas logistyka - uderzanie w taką ścianę w 5 nie było zbyt rozsądnym pomysłem.

Wycof
Z żalem zakładamy pętle i jedziemy na dół. Późną nocą docieramy do namiotów. Trochę żal szczytu, ale niestety trzebaba było zapłacić za lekcję pokory i logistyki. Docieramy dość późno do namiotów i po szybkim obiedzie idziemy spać.

Zjazdy
Startujemy wcześnie rano, pakujemy biwak i jedziemy w dół. Na początek prowadzę zjazdy. Większość zjazdów zakładaliśmy sami (czerwona, cięta taśma). Od tego momentu kierunki lewa/prawa podawane będą orograficznie (czyli patrząc w dół).

  1. Z biwakowych pętli jadę orograficznie w prawo do najbliższych skał i tam zakładam stan.

  2. Dalsza częśc kuluaru - kolejny stan na zaklinowanych blokach skalnych.

  3. Dalsza część kuluaru - stan na wystającym bloku,

  4. Zjazd do końca grzędy oddzielajacej dwa kuluary (wystający blok), tym którym zjeżdżamy, i tym którym podchodziliśmy pierwszego dnia.

  5. Wjeżdżamy w główny kuluar - kolejny stan w orograficznie lewej jego części (przejeżdżamy przez całą jego szerokość),

  6. Kolejny zjazd znów przecina kuluar, by po prawej (orograficznie) dojechać do starego zjadu z lin na małej grzędzie skalnej. Trochę do niego brakuje - dowiązuję repa i schodze kawałek.

  7. Zjeżdża Asia - kieruje się w prawo i na dużym skalnym znajduje nową szytą pętlę (prawdopodobnie pozostałość Rutka i Kaczmara).

  8. W tym momencie wyjeżdżamy z wiodącego kuluaru i jesteśmy pod, ograniczającą go od orograficznie prawej, turnią skalną. Od tego miejsca jedziemy nowym terenem - zgodnie z przebiegiem drogi Rutka&Kaczmara - czyli prawym od ostrogi żlebem (a nie lewym, którym podchodziliśmy) a konkretnie jego prawą częścią, bo samym żlebem zaczyna płynąć dość wartki strumień.

  9. Asia kolejny stan zakłada na bloku skalnego - zjazd prosto w dół.

  10. Ilona zjeżdża w dół i lekko w prawo - by na końcu liny+przedłużka założy stan z bloku.

  11. Kolejny zjazd prowadzę z zamiarem przecięcia żlebu. Odbijam mocno w lewo - jednak stan zakładam tuż przed strumieniem z bloku.

  12. Przejazd przez żleb śnieżny i płynący obok strumień na pełną długość liny. Niestety 60m to za mało - dojeżdża Mikołaj na 70m i zakłada poniżej stan - dojeżdżam resztę na jego linie. Znajdujemy się u podstawy ostrogi skalnej rozdzielającej żleby - w wyraźnej półce, która przecina w tym miejscu ścianę. Schodzimy kawałek (teren I-II) i zakładamy kolejny zjazd.

  13. Dojeżdżam do starego stanu z haków i kawałeczek niżej po kombinacjach (wyjazd z liny) stajemy na śniegu. Na wyraźnej grzędzie widać duży głaz z przełożonymi pętlami - jest on punktem nawigacyjnym na którego powinniśmy się kierować. Tutaj uważnie - jeżeli pojedziemy po prawo (orograficznie) - to czeka nas długi zjazd na samą morenę lodowca (tego nie chcemy). Kierujemy się w lewo - w kierunku wybitnego żlebu i widocznej u jego zakończeniu po lewej stronie charakterystycznej przełączki śnieżnej.

  14. Zjazd z głazu (istniejąca pętla - najprawdopodobniej Rutka). Jadę żlebem - po jego prawej stronie dojeżdżam do starego stanu na półce (z pętli).

  15. Kolejny zjazdem przekraczam żleb - i trawersuję w kierunku przełączki śnieżnej. Na przełączce komfortowy - siedzący stan z leżącego bloku skalnego.

  16. Kolejny zjazd prowadzi Ilona, na lewo w kierunku żlebu. Jakbyśmy wybrali zjazd w prawo - to jedziemy na morenę (jeden z wariantów). Przy naszym trzeba uważać bo lina mocno pracuje na skale i leżącym na nim żwirze. Stan w połowie żlebu z liny, po prawej stronie.

  17. Kolejny zjazd Ilony - przez kluczowy wyciąg dolnej partii -ok 6-7 metrów kominka za max IV. Myślę, że drugi raz wybrałbym tą wersję - znacząco skraca długość drogi, a nie przedstawia dużych trudności technicznych. Zjazd kończy się na polu śnieżnym, którym podchodziliśmy.

  18. Kolejny zjazd śniegiem na dół do zakrętu pola śnieżnego - na nim taśma chłopaków. Jedzie Iza.

  19. Zjazd zachodem, którym podchodziliśmy - zakładam stan po lewej z taśmy. Uważajcie przy tym zjeździe - po ściągnięciu liny okazało się, że była praktycznie przecięta.

  20. Ostatni zjazd - na sam lodowiec - przepak i do bazy :)

W bazie jak się okazało namiot Mikołaja został częściowo skonsumowany przez krowy. Do bazy też dotarli na koniach pogranicznicy, bo myśleli, że wzywaliśmy pomocy (zobaczyli czołówki w nocy w ścianie). Wytłumaczyliśmy im łamanym rosyjskim, że używanie czołówek w ścianie w nocy jest dość normalne :)

Następnego dnia pakujemy obóz i schodzimy na sam dół, gdzie u naszego koniarza wynajmujemy samochód i dojeżdżamy do Mestii.

Dalsza podróż po Gruzji, to temat na osobny artykuł - zakończmy jedną konkluzją - na pewno warto tam się wybrać :)2014 07 14 081200 IMG 1879 AiB Klimas

contentmap_plugin